Znowu znikłam, przepadłam, wcięło mnie. Na swoją obronę mam tylko to, że życie... Skupiałam się na tym co dokoła mnie. Ostatni post, jeśli nie jestem w błędzie, pojawił się w kwietniu. Od tamtego czasu podróżowałam dużo. Pojeździłam po Portugalii odwiedzając znajomych, o czym napiszę niedługo na drugim blogu, bardziej powiązanym, wróciłam do Polski, zaliczyłam SLOT Art Festiwal po raz nie wiem który prowadząc warsztaty sutaszowe, pojechałam do Barcelony, odwiedziłam Portugalię po raz kolejny i od tamtego czasu upłynęły trzy tygodnie, które spędziłam przygotowując nową odsłonę bloga. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
It happened again: I disappeared, was absent for so long. The only thing for my defense is life... that my focus was on things happening around. The last post was in April, if I am not wrong. Since then there was lots of travels in my life. I went on a trips around Portugal visiting friends about which there will be written on my other blog more related with travels, came back to Poland, held soutache workshop on SLOT Art Festival, visited Barcelona, went again to Portugal just to stay in Poland since then. It has been three weeks ago, and I have been re-designing things here. I hope you will like the changes.
Last Saturday I went to Częstochowa because of mineral, fossils and gem fair of visiting one I have been dreaming a while, and touching real stones, not just scrolling online through photos. It is different to touch and feel, so when Kalina wrote about the event on Facebook under Kasia's from Skarby Natury post, the second thought was not necessary to give.
Giełda sama w sobie nie była duża, ot zajmowała nawet niecałą salę gimnastyczną Politechniki. Moim wygłodniałym oczom i dłoniom to jednak wystarczyło. Dorwałam kilka pięknych sznurów jadeitów, a także kilka surowych bryłek, w tym piękną szczotkę ametystową, która stanie się chyba moim ulubionym elementem do zdjęć. Potem z Kaliną wybrałyśmy się jeszcze w aleje, gdzie upolowałam trochę suszonych i kandyzowanych owoców dla siebie i mamy (spróbujcie kandyzowanego aloesu! jest cudowny!), a Kalina namówiła mnie na przepyszne kosteczki kokosu. Po prostu rozpływały się w buzi! Jako, że czasu było aż nadto, znalazłyśmy też małą, uroczą kawiarnię, gdzie siadłyśmy, dałyśmy stopom odpocząć a ciałom się rozgrzać. Chociaż dzień był przyjemny i całkiem słoneczny.
The fair wasn't really big, not even to fill entire school basketball court. My hungry eyes and hands said it was enough though. I got few strands of gorgeous jasper, and few raw stones, as well as stunning amethyst cluster, which will become my favorite photo prop for sure! Then me and Kalina went to the valley, where they had dried fruits, which I bought for me and my mom (aloe vera in sugar is amazing, give it a shot if you can get it!), and Kalina talked me into yummy cubes of coconut. It was simply melting in my mouth! Having some spared time, we sat in a cute cafeteria to enjoy a cup of tea. The day was enough nice and sunny to sit outside.
W końcu nadszedł czas powrotu, a Wam, Kochani, wreszcie postanowiłam coś napisać. I jeszcze
tylko powiem, że przygotujcie się na więcej i więcej zmian! Do zobaczenia za tydzień, wraz z następnym postem! Obiecuję!
Eventually the time had come to get back to my little town, and I decided to give some signs of life here. Just stay tuned for more and more changes to come! See you in a week with next post! I promise!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz